No dobra, nie chcę byc uszczypliwy ale i choćby wydech był akrapovića, ośki z tytanu i przepiekne nalepki to jak wjedziemy w głębię w niczym nam nie pomoże jak popełnimy błąd i niunia napije się wody.
Nie wiem czy dobrze robię ale staram się tak:
-unikać wewnętrznych zakoli rzeczułek. Dużo mułu i głębia która wciąga w dół, na zewnatrz jest pewniejszy grunt. Żeby poruszać się cały czas tą wewnętrzną stroną trzeba co jakiś czas "przeskakiwać" z lewej na prawą stronę rzeczki-staram się to robić maksymalnie szybko i pewnie, to dość niebezpieczny moment bo przechodzimy przez całą szerokość wody, i zawsze może być na dnie jakaś dziwna niespodzianka.
-jak jest juz bardzo głęboko, szczególnie jak na dnie są kamienie, pnie etc. to siadam na tyłku i nogami ubezpieczam gdyby nagle miało rzucić w bok motocyklem. 1-2 bieg, obroty lekko podwyższone, nawet na poslizgu sprzęgła. Ręka cały czas na klamce od sprzęgła.
-jak już jest baaaaaaaaaardzo głęboko i grunt niepewny to zsiadam z motocykla i prowadzę go idąc z boku sondując nogą grunt. 1 bieg, podwyższone obroty. Wolt do filtra jest wtedy ciut wyżej niz bym siedział.
-w momencie wywrotki za wszelką cenę staram się tak podeprzeć ciałem motocykl żeby się nie przewrócił kompletnie w wodę. Czasem moze się to udać
-dobry stan motocykla, wszystko szczelne, odpowietrzniki wyprowadzone długimi rurkami etc, nowe i dobre kable+fajka od świecy itp.
-jak odcinek brodu jest niepewny, to lepiej się najpierw przespacerować niz iść na totalny żywioł.
-po takiej jeździe smarowanie tylnego zawiasu+kontrola łożysk w kołach+wylanie wody z iskrownika.
To bardzo fajna zabawa, taki sport motorowodny.
Między moimi postami były wcześniej inne posty, ale widać admin je usunął.