męczę ten temat od 2 dni... Zakręt. Niby prosta sprawa, aż do momentu, kiedy się nie spróbuje.
Przeczytałem temat ze 2 razy, bo jakoś nie mogę zajarzyć. W prawdzie dziś już mi szło lepiej, ale chyba ciągle robię błędy i to koszmarne.
Zakręt w piachu - prawy (teraz już zacząłem się dokopywać do ziemi).
Dojeżdzam, zrzucam jaja na bak, lewa noga ściska osłonę chłodnicy, łokcie szeroko, prawa noga lekko zgięta ale uniesiona (nie szoruje!) moto łapie koleine i odkręcam gaz, ale moto się prostuje. I albo wylatuje z bandy, albo wykręcam go i walę piruet w piach, efektownie się katapultując.
Chyba coś pominąłem w lekcjach, bo wychodzi mi raz na 10, gdy czuje że całą bandę przejechałem dość szybko, bez podpierania, ani bez żadnych dziwolągów.
To prostowanie, było też powodem mojej najboleśniejszej katapulty na wyjściu. Moto szło bokiem i było nawet miło, aż nagle złapał węża i pojechał w jedną a ja poleciałem w drugą (w lewo).
Nie wiem czy dalej męczyć tą technikę, choć widzę że idzie mi lepiej bo już tak nie wypadam, a banda rośnie w oczach, no i głębsze warstwy odkopuję (pod piachem jest czarna ziemia !!
).
MXrool pisze, żeby mieć pozycję równą do moto, ale ja często kładę motocykl, a sam siedzę prosto. To chyba podstawowy błąd,ale jak próbowałem wejsć w zakręt z takim samym pochyleniem przebiłem się przez bande i wyorałem trochę ziemi.
ps. dodam tylko, w ramach pogrążania się, że zakręty lewe w moim wykonaniu to kompletna katastrofa! Już w DH mialem problem ze składaniem roweru w lewo i zawsze gorzej się wyrabiałem niż w prawo. A w moto to jakaś porażka
zupełnie lewe mi nie wychodzą.